Moja przygoda z czytnikami ebooków trwa już od kilku dobrych lat, jednak największym „game changerem” był dla mnie pierwszy czytnik Inkbook, z możliwością obsługi biblioteki Legimi. Aktualnie korzystam z najnowszego Inkbook Calypso, który mogę testować dzięki uprzejmości samego Inkbooka. Po raz kolejny wygodny dostęp do tysięcy książek z poziomu samego czytnika sprawił, że sięgam po niego w każdej możliwej sytuacji, przez co czytałam zdecydowanie więcej. Inkbook Calypso wprowadził jednak nieco zmian w stosunku do swoich poprzedników i myślę, że warto się z nimi zapoznać. Jak sprawdza mi się ten model?
Inkbook Calypso, a Inkbook Prime HD – jakie różnice?
W Inkbook Calypso zachwycił mnie zdecydowanie nowy design. Ten model jest lżejszy i smuklejszy w porównaniu do poprzednika Prime HD. Szczegółową recenzję tego modelu możecie przeczytać tu. Jeżeli przyjrzymy się specyfikacji, dostrzeżemy niższe ppi w nowym modelu (212 ppi) względem poprzednika (300 ppi), lecz mówiąc szczerze nie zauważyłam większej różnicy, a mam nawet wrażenie że w Calypso jest nieco lepszy kontrast. Wydaje mi się, że chodzi o inny rodzaj wykończenia samego ekranu, inny plastik. Na niekorzyść Calypso przemawia tylko fakt, że niestety nieco mocniej widać na ekranie odciśnięte paluchy. Reszta jak najbardziej na plus. Podoba mi się też fizyczny przycisk zamiast dotykowego i to, co dzieje się już w samym wnętrzu.
Odświeżone menu, obsługa Legimi, Empik GO, Publio i Google Translate
Menu w nowym Inkbooku jest nieco odświeżone. Większe i wyraźniejsze mamy ikonki dolne, które możemy sobie oczywiście ustawić według swoich preferencji. Dla wygody dodałam sobie Legimi, aby mieć do aplikacji szybki dostęp. Swobodnie można korzystać także z Empik Go, Publio, Skoobe, a nawet Amazon Kindle. Sam czytnik ma wbudowaną pamięć, która pomieści około 10 tysięcy ebooków (16GB), a dodatkowo obsługuje karty micro sd do 32GB. Dzięki przekierowaniu z opcji „Pliki” można łatwo przeglądać zasoby zarówno samego czytnika, jak też dodatkowej karty.
Kilka słów o Legimi bo być może znajdzie się jeszcze ktoś, kto tej genialnej aplikacji nie zna. To biblioteka książek ze stałym, miesięcznym abonamentem. Taki można rzec, Netflix dla moli książkowych. Płacimy co miesiąc określoną kwotę i cieszymy się dostępem do pełnej biblioteki z możliwością czytania większości nowości wydawniczych. Oczywiście zdarza się czasem, że czegoś nie znajdziemy na Legimi, ale w moim przypadku zdarza się to dość rzadko.
Fajną opcją jest także zakup czytnika w abonamencie z Legimi, działa to podobnie jak w przypadku sieci komórkowych. Czytnik Calypso możecie w taki sposób kupić za 1zł. Więcej dowiecie się tu. (Na chwilę obecną jest wyprzedany, ale warto zaglądać i sprawdzać co jakiś czas).
Inkbook Calypso, czyli wybierz swój kolor!
Jeszcze kilka słów należy się designowi i pochyleniu się nad różnorodną kolorystyką tych czytników. Totalnie uwielbiam swój w wersji różowej. Mimo, że jestem raczej fanką sprzętu monochromatycznego, to jest to mały, kolorowy wyjątek wśród elektroniki, która mnie otacza i jest to mega pozytywne. Jedyne, czego mi brakuje i wspominałam o tym Inkbookowi, to nowe etui Yoga z przezroczystymi pleckami, żeby tych pięknych kolorów nie zakrywać.
Czytniki są dostępne w kolorach: czerwony, niebieski, czarny, szary, różowy. Przód we wszystkich jest taki sam, klasyczny w czerni.
Kilka spraw technicznych
Przy intensywnym czytaniu po minimum 2 godziny dziennie z podświetleniem czytnik wytrzymuje mi w okolicach tygodnia, do półtora. Sam ekran jest wyraźny i czyta się na nim bardzo wygodnie. Na mały minus jest dla mnie kontrola podświetlenia, gdzie w nowym sofcie mamy punkt do przesunięcia palcem od lewej do prawej. Trzeba dobrze trafić, żeby go przesunąć i zmienić jasność. Na minus też brak bardzo delikatnego podświetlenia. Uruchamia się dopiero jak przesuniemy niech dalej i nie jest to już tak subtelne podświetlenie. Oświetleniowo na plus można teraz ustawić bardzo ciepły odcień wyświetlacza. Niektórzy wolą cieplejsze podświetlenie więc tu na pewno ta wiadomość ucieszy.
Niestety nie do końca poprawione jest też działanie aplikacji Legimi. Przy modelu Prime HD skarżyłam się na to, że czytając w okolicach północy nie zapisywał się w aplikacji czas czytania z poprzedniego dnia. Widać to na komputerze, a czytnik pokazywał 0 minut. W przypadku Calypso zdarza się to zdecydowanie rzadziej, ale jednak zdarza się, a szkoda. Oczywiście nie jest to kwestia samego czytnika a niedopracowania aplikacji Legimi, ale jest to dla mnie jednak denerwujące.
Własne wygaszacze ekranu – prosta sprawa!
Na początku nie wiedziałam o tym, że wygaszacze w czytniku to po prostu zwykłe jpg-i. Okazało się więc, że dopasowując sobie grafikę pod wymiary ekranu (1024×758 pikseli), zapisując.w formacie .jpg i wrzucając na czytnik (lub jak w moim przypadku na kartę micro sd) można taki właśnie plik ustawić sobie jako wygaszacz. Wrzucam jako mały tip – może komuś się to przyda?
Podsumowanie: Inkbook Calypso – czytnik prawie idealny?
Trzeba przyznać, że jest to czytnik, który jest prawie idealny. Biorąc pod uwagę, że to sprzęt dość nowy i pojawiają się co i raz aktualizacje, to z czasem, mam nadzieję, że zniknie ten błąd z podświetleniem, a i Legimi dopracuje swoją apkę na tip top. Jeżeli chodzi o samą wygodę używania jest ona dla mnie mega – strony można przewracać zarówno dzięki przyciskom, ale też za pomocą dotykowego ekranu. Jak kto woli. Sporo opcji personalizacji, w tym najważniejsza czyli wielkość liter. Urządzenie, lekkie, ładne i bardzo kompaktowe. Fajnie, że w końcu mamy czasy, w których jesteśmy w stanie nosić całą bibliotekę w niewielkiej torebce. Podtrzymuję swoje zdanie: gdyby nie czytnik nie czytałabym tyle, ile aktualnie czytam.
_________________________
Tekst powstał we współpracy z marką Inkbook, w ramach której otrzymałam czytnik do testu i własnego użytku. Współpraca nie ma żadnego wpływu na recenzję.