Jeżeli śledzicie mnie już od jakiegoś czasu, wiecie, że w moich zbiorach jest sporo MAC’a i sporo też przetoczyło się przez moje łapki. Jedne produkty sprawdzały mi się lepiej, inne nieco gorzej. Gdyby ktoś zapytał mnie kiedyś o 5 najlepszych produktów tej marki to nie musiałby zbyt długo czekać na odpowiedź. Postanowiłam dziś podzielić się z Wami moimi największymi hitami i opowiedzieć Wam, za co właściwie je uwielbiam.
Na początek kontrowersyjny korektor Pro Longwear. Dlaczego kontrowersyjny? Myślę, że to produkt, który albo się kocha, albo nienawidzi. Ja przez jakiś czas nie byłam do niego przekonana ze względu na bardzo duże krycie, jednak przy nakładaniu niewielkiej ilości i rozgrzewaniu go na palcach rozprowadza się pięknie i nie tworzy skorupy na skórze. Lubię też go z innego powodu – to póki co jedna z moich najlepszych baz na powieki przy większych wyjściach. Moje powieki przetłuszczają się bardzo i często po 2-3 godzinach cienie są już totalnie zrolowane. Niewielka ilość korektora wklepana w powiekę i przypudrowana sprawia, że cienie trzymają się rewelacyjnie. Najdłużej oczywiście te matowe, zaś satynowe i z drobinkami nieco krócej, ale też bardzo dobrze. Jeżeli macie jakąś ważną imprezę to koniecznie spróbujcie tej metody, może będzie dla Was zbawienna tak jak dla mnie.
2. Mineralize Skinfinish w odcieniu Lightscapade
Do tej pory jeden z moich ulubionych pudrów rozświetlających, choć ilość tego typu produktów ostatnio rośnie u mnie w zastraszającym tempie. To rozświetlacz o bardzo delikatnej i satynowej strukturze, który pozostawia na skórze efekt gładkiej tafli. Odcień Lightscapade pokochają szczególnie królewny śnieżki takie jak ja – doskonale sprawdza się przy chłodnych typach urody przez zawarte w nim niebieskawe tony. Jest piękny i nie do zużycia – wydajność jest ogromna przez to, że jest to produkt wypiekany. Pisałam też o nim jakiś czas temu przy okazji wpisu o moich top 5 rozświetaczy.
3. Pomadki MAC Retro Matte Lipcolour
Uwielbiam matowe pomadki i testuję ich bardzo dużo. Z czystym sumieniem przyznam Wam, że perełki od MAC’a są dla mnie w absolutnej czołówce. Wyróżnia je gładka i niezbyt gęsta konsystencja oraz aplikator, który pozwala na idealne wyrysowanie konturu ust bez dodatkowego angażowania konturówki. Kolejny plus to bardzo duża trwałość oraz fakt, że pomadki praktycznie wcale się nie zjadają. Polegają jedynie w starciu z tłustym jedzeniem, jednak jest to zupełnie normalne. Przy gadaniu, piciu i jedzeniu trzymają się bardzo dobrze. Jeżeli macie ochotę przeczytać o nich więcej zajrzyjcie do wpisu – są tam też swatche 2 odcieni. Trzeci zobaczycie dziś na końcu tego posta.
To jedne z najczęściej używanych przeze mnie palet nude codziennych, oraz tych do makijaży ślubnych. Palety mam w dwóch zestawieniach kolorystycznych: Amber Times Nine (chłodne brązy) oraz Dusky Rose Times Now (brązy złamane brudnym różem). Gdybyście powiedzieli: wybierz jedną, nie potrafiłabym wybrać między nimi. Każda jest inna i każda wyjątkowa. Uwielbiam w nich świetne blendowanie kolorów oraz efekt stopniowania intensywności makijażu. Cienie można nakładać warstwami potęgując efekty. Przemyślane według mnie jest to, że cienie nie są zbyt ogromnych rozmiarów więc jest szansa na ich zużycie jeżeli będą Waszą podstawową paletą do makijażu. Na plus też różne wykończenia – połączenie matu z iskrzącą satyną to jest to. Cienie połyskujące z tej palety to bajka, są tak drobne, że na powiece tworzą efekt tafli i delikatnego rozświetlenia. Nie znajdziecie w nich dużych drobin – dzięki temu makijaż będzie wyglądał jeszcze piękniej i subtelniej.
Piękne, wypiekane róże o świetlistym wykończeniu. Przez długi czas byłam fanką matu totalnego, jednak jakiś czas temu mocno się to zmieniło i.. błysku się nie boję. Mam dwa róże mineralne: Please Me (chłodny odcień różu z ogromną ilością srebrnych drobinek) oraz Modest Blush (bardzo zbliżony do odcienia mojego delikatnego rumieńca, bardzo subtelny i rozświetlający). Lubię je za dodatnie odrobiny życia mojej skórze szczególnie w czasie wzmożonej pracy i wysiłku. Pięknie ożywiają, rozświetlają i uzupełniają cały look. Nie są to produkty bardzo napigmentowane więc nawet osoba niedoświadczona sobie z nimi poradzi, z drugiej zaś strony bardzo ładnie można je stopniować. Z tego co się dopatrzyłam niestety moje odcienie były z edycji limitowanych, jednak w ofercie stałej znajdziecie coś zbliżonego.
Przy okazji wyboru ulubionych produktów postanowiłam pokazać je w akcji. Tak prezentuje się makijaż z użyciem moich top of the top!
Dajcie koniecznie znać, co Wy najbardziej lubicie z MAC’a albo czego nie lubicie? No i oczywiście jak podoba się Wam make-up.
Cienie mnie kuszą najbardziej 🙂
Nie dziwię się 🙂 Idealne są 🙂
Cienie mnie kuszą najbardziej 🙂
Nie dziwię się 🙂 Idealne są 🙂
[…] Ps. Dawno temu napisałam wpis o moich must have marki Mac Cosmetics, ale jako, że te produkty lubię do tej pory, to podrzucam Wam do tego wpisu link [klik]. […]