Każda z nas ma na swojej wishliście taki kosmetyk, do którego potajemnie wzdycha. Za mną od dawien dawna chodziły legendarne 'Meteoryty’ od Guerlain. Oczywiście początkowo jak typową srokę przyciągnął mnie ich wygląd, a później sprawdzałam właściwości. Ich wygląd sprawił, że po prostu musiałam je mieć. W mojej kosmetyczce są od grudnia zeszłego roku. Co o nich myślę? Czy się zachwycam i wzdycham? Tak i nie. Dla osób, które z tym produktem nie miały styczności, tak ku wyjaśnieniu. Meteoryty to puder rozświetlający w kuleczkach marki Guerlain. Jest to jeden z najczęściej pożądanych produktów, wokół którego urosły już wielkie legendy. Wiem też, że część osób przy pierwszym zetknięciu z produktem próbowała używać go jako rozświetlacza na szczyty kości policzkowych i nie byli oni zadowoleni z delikatnego efektu rozświetlenia. Meteoryty to nie rozświetlacz, a puder, którego używamy na całą twarz – dlatego nie może błyszczeć za bardzo.
Sama forma kuleczek jest według mnie urocza, ale mało praktyczna. Pomijając fakt, że zbyt mocne machnięcie pędzlem i kuleczki możemy ganiać po całym mieszkaniu (próbując uratować je przed kotem), to według mnie są tak mocno spieczone, że trzeba trochę pogrzebać zanim nabierzemy produkt na pędzel. Co prawda na dnie pudełeczka często znajdują się okruszki, które ratują sytuację to dla mnie nadal jest to niepraktyczne. Rozważam wypróbowanie jeszcze prasowanej wersji, tam pod tym względem powinno być już nieco lepiej.
Jak zdołamy już nabrać produkt na pędzel i nałożymy go na twarz, jest już tylko lepiej. Puder daje przepiękne i świeże wykończenie. Cera jest aksamitna, gładka i promienna.Problem może pojawić się niestety w momencie, gdy macie twarz skłonną do sporego przetłuszczania się skóry. Zdecydowanie nie jest to puder mocno matujący, więc nie zabezpieczy cery przed świeceniem na długo. Mi doskonale sprawdzał się w momencie, gdy pogoda była umiarkowana i niezbyt wilgotna. Myślę, że jesienią i zimą będzie dla mnie doskonały. Kwestia świecenia to także podkład, którego użyjemy. Ja mam cerę mieszaną i przy sprawdzony podkładzie ten puder sprawdzał mi się dobrze. Dla tego pięknego efektu i zdrowo wyglądającej skóry warto przypudrować tej nos w ciągu dnia. Warto zwrócić też uwagę, że produkt jest nie do zużycia. Jego wydajność jest ogromna!
Pierwsze Wasze spotkanie z Meteorytami na moim Instagramie wzbudziło Wasze spore zainteresowanie więc teraz jest okazja poczytać jak to się ma do rzeczywistości. Nastawiona byłam na ogromne „wow”, a jest właściwie okej, bez ogromnych fajerwerków. Jest to produkt fajny, ale zdecydowanie mogłabym się bez niego obyć.
Podsumowując rozłóżmy naszego gagatka na plusy i minusy:
Plusy:
- Piękny i elegancki wygląd
- Subtelny efekt rozświetlenia skóry
- zdrowo wyglądająca cera
- Ogromnie wydajne
- Piękny zapach
Minusy:
- Niewygodna forma aplikacji
- Średni stopień zmatowienia
- Dość wysoka cena (225zł)
Z produktem zdecydowanie polubicie się, jeżeli nie potrzebujecie ogromnego zmatowienia, a stawiacie na wygląd zdrowej cery i rozświetlenie. Jeżeli szukacie matu i jego trwałości to niestety możecie być zawiedzeni. A Wy, co o nim myślicie? Używałyście? A może nie możecie się bez niego obejść?
Z tą niewygodną formą to masz racje. Miałam kiedyś puder brązujący w formie kulek i też wiecznie je zbierałam z podłogi. Albo wyciągałam z pędzla. Nie przepadam za taką formą kosmetyków. A kultowych Gulerianów nie znam. Ale jak czytam zachwytu nie było, więc i mi mniej żal, że ich nie próbowałam.
Moja mama też miała ten z Avonu i wiecznie to latało po łazience 🙂 No ja myślę, że szumu wokół tego produktu jest zdecydowanie więcej niż to warte 🙂
Ja miałam z Oriflame. Na to wychodzi, że przereklamowane to cudo. Marketing szeptany to potęga 🙂
Na szczęście mnie nie kusi ;)mam perełki CC z Avonu ale jakiś średnio przekonują mnie kuleczki bo były wszędzie tylko nie ma pędzlu ;p
No o tym właśnie mówię. Pięknie to wygląda, ale w praktyce no cóż.. jest jak jest :))
Używałam tylko pożyczonych od siostry, i szczerze mówiąc bez szału, nie zapłaciłabym za niego jego ceny, bo jest to cena raczej za tę legendę, niż za kosmetyk, który wcale nie jest jakiś wybitny…
Widzę, że się zgadzamy. Ja się na te legendę złapałam 🙂 Będę używała bo jest śliczny i ostatecznie nie jest najgorszym pudrem na świecie, ale spodziewałam się fajerwerków, a są co najwyżej małe iskierki 🙂
Z tą niewygodną formą to masz racje. Miałam kiedyś puder brązujący w formie kulek i też wiecznie je zbierałam z podłogi. Albo wyciągałam z pędzla. Nie przepadam za taką formą kosmetyków. A kultowych Gulerianów nie znam. Ale jak czytam zachwytu nie było, więc i mi mniej żal, że ich nie próbowałam.
Moja mama też miała ten z Avonu i wiecznie to latało po łazience 🙂 No ja myślę, że szumu wokół tego produktu jest zdecydowanie więcej niż to warte 🙂
Ja miałam z Oriflame. Na to wychodzi, że przereklamowane to cudo. Marketing szeptany to potęga 🙂
Na szczęście mnie nie kusi ;)mam perełki CC z Avonu ale jakiś średnio przekonują mnie kuleczki bo były wszędzie tylko nie ma pędzlu ;p
No o tym właśnie mówię. Pięknie to wygląda, ale w praktyce no cóż.. jest jak jest :))
Używałam tylko pożyczonych od siostry, i szczerze mówiąc bez szału, nie zapłaciłabym za niego jego ceny, bo jest to cena raczej za tę legendę, niż za kosmetyk, który wcale nie jest jakiś wybitny…
Widzę, że się zgadzamy. Ja się na te legendę złapałam 🙂 Będę używała bo jest śliczny i ostatecznie nie jest najgorszym pudrem na świecie, ale spodziewałam się fajerwerków, a są co najwyżej małe iskierki 🙂