Multimasking, to temat, który przewija się już od jakiegoś czasu, a zapoczątkowany został w 2015 roku przez markę Glamglow. To prosta, pielęgnacyjna zabawa, która pozwala zadbać w odpowiedni sposób o każdą część Twojej twarzy osobno. To jak Twój własny spersonalizowany zabieg, w zaciszu domu. Jeżeli do tej pory nie mieliście okazji wypróbować jeszcze tej metody to zdecydowanie warto ją poznać i wprowadzić w życie.
Poznaj potrzeby swojej skóry
Staramy się dobierać pielęgnację idealnie dla naszej skóry i oczekujemy rewelacyjnych rezultatów. Często jest jednak tak, że każda część naszej twarzy może wymagać od nas idealnie dobranej pielęgnacji. Jesteście ciekawi jak to zazwyczaj wygląda u mnie? Przede wszystkim rozpoczynam z dobrze oczyszczoną twarzą i na początek spryskuję ją sprayem Origins Maskimizer. Spray ten wstępnie nawilża, zmiękcza i przygotowuje skórę pod maseczki, a następnie…
Policzki
To strefa, która raczej nie jest jakoś u mnie mocno problematyczna i nie wymaga mocnego oczyszczania, za to uwielbia nawilżenie. Moją ostatnio ulubioną maseczką nawilżającą jest GlamGlow Thirstymud Hydrating Treatment. Buzia jest po niej bardzo miękka i czuć wręcz, jakby skora po jej zmyciu była mokra. Podczas multimaskingu wszystkie maski zmywam i nakładam później standardową pielęgnację nocną (krem pod czy, serum i krem na noc). Multimasking traktuje jak taką bombę nawilżająco-oczyszczającą. Uwielbiam też GlamGlow Dream Duo, o którym pisałam tu, ale wykończyłam ją już jakiś czas temu.

Multimasking, a Strefa „T”
Jak spora część polek jestem posiadaczką cery typowo mieszanej, więc moja strefa „t” żyje sobie swoim życiem. Najczęściej stawiam więc na jej oczyszczenie ze względu na widoczne na nosie pory. W zależności od tego jak mocnego efektu potrzebuję wybieram maski: Czarna GlamGlow, czyli Youth Mud Mask i ona oczyszcza bardzo mocno! Czuć wręcz jak ciągnie skórę i przyjemnie mrowi. Uwielbiam też maskę Origins Clear Improvement Charocal Honey Mask, która zastyga i pięknie pachnie miodem. Te maski sprawiają, że pory stają się mniej widoczne. W obu przypadkach zauważyłam różnicę już przy 3-4 użyciach.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Szyja
Jak to się mawia: szyja, ziemia niczyja. Sporo osób zapomina o pielęgnacji tej delikatnej okolicy, po której naszybciej widać niestety starzenie się skóry. Warto więc także zaserwować jej nawilżenie. Czasem zamiast maski nawilżającej na policzki i szyję sięgam po co nieco na ujędrnienie, czyli GlamGlow Gravitymud. To srebrna maseczka peel-of (uwielbiam!), po której skóra jest idealnie napięta i nawilżona. Uwielbiam ją tak bardzo, że już niestety widzę dno słoiczka, ale pewne jest to, że wrócę do niej nie raz.
Skóra pod oczami?
To strefa, na której pukncie mam totalnego bzika w codziennej pielęgnacji. Kiedy mam czas na multimasking, to stosuję płatki żelowe pod oczy i tu moimi ulubionymi są Patchology Flash Patch. Można kupić je w słoiczku wyglądającym jak krem. Jest to bardziej opłacalna opcja bo taki opakowanie to aż 30 par żelowych płatków.

Uwielbiam je za to, że w ekspresowym tempie rozjaśniają cienie i redukują opuchliznę. Są idealne, gdy budzicie się rano z podpuchniętymi oczami, a niebawem musicie wyjść na ważne spotkanie. Warto się nimi ratować, bo korektor na tak przygotowanej skórze wygląda zdecydowanie lepiej.
Usta
Usta także nie są pomijane przy tym miłym procesie. Najpierw wykonuję peeling cukrowy, a później nakładam także żelkę z Patchology Flash Patch Hydrating Lip Gels. Po takiej pielęgnacji mam spokój z pękającymi skórkami, przynajmniej na 2-3 dni. Jeżeli nie korzystacie z tego typu żelowych maseczek to po peelingu wystarczy gruba warstwa masełka nawilżającego pozostawionego do wchłonięcia.
Takie domowe SPA warto połączyć sobie z aromaterapią i relaksem w domowym zaciszu. Staram się działać w ten sposób raz w tygodniu, przeważnie w weekendy. Całość pozostawiam na twarzy od 20 do 30 minut. Wyznacznikiem najczęściej jest maseczka oczyszczająca, która dobrze, aby całkowicie wyschła na twarzy. Następnie zmywam całość, używam hydrolatu różanego i nakładam aktualną pielęgnację.