Marka Nars Cosmetics od dawna wzbudza sporo emocji, szczególnie wśród nas- miłośniczek makijażu. Od początku pojawienia się tych kosmetyków na półkach polskiej SEPHORY mam swoich ulubieńców. Tu możecie znaleźć post z opinią o kilku produktach i makijaż krok po kroku. Tym razem w moje ręce wpadły rozświetlające nowości, czyli: baza Super Radiant Booster, podkład Natural Radiant Longwear Foundation, korektor Radiant Creamy Concealer i paleta Skin Deep Eye Palette. Jak się u mnie sprawdziły i czy warto w nie zainwestować? Chodźcie poczytać!
Czy połączenie trzech nowości sprawi, że skóra będzie wyglądała naturalnie i zyska na naturalnym rozświetleniu? Takiego efektu się spodziewałam i trochę po cichu na taki liczyłam z myślą o coraz cieplejszych dniach. Przyjrzyjmy się więc produktom do cery po kolei.
Baza NARS Super Radiant Booster
Na początek warto nadmienić, że nie używam baz na codzień. Przeważnie kończy się u mnie na kremie nawilżającym. Ten produkt to zdecydowanie idealny wybór dla wszystkich srok. Blask po jego nałożeniu na skórę widoczny jest z daleka, a w tej niepozornej tubce kryje się ogrom drobinek.

Baza bardzo ładnie wygładza cerę, jednocześnie ją nawilżając. Efekt nawilżenia nie jest jednak jakoś mocno intensywny, tu zdecydowanie postawiono na rozświetlenie i wygładzenie cery. Bardzo dobrze dopełnia się ona z podkładem, dając lekki i subtelny efekt.
Podkład NARS Natural Radiant Longwear Foundation
Po zapoznaniu się z opisem liczyłam na piękny wygląd skóry, lekkość podkładu i sporą trwałość. Na mojej mieszanej cerze co prawda nie wytrzymał idealnie 16 godzin, ale spisał się bardzo przyzwoicie.

Przede wszystkim podoba mi się to, w jaki sposób wygląda na skórze. Jego krycie określiłabym jako średnie. Dobrze poradził sobie z niewielkimi niedoskonałościami na mojej skórze, jednocześnie nie robiąc maski. Koloryt skóry został ładnie wyrównany, odcień L2 Mont Blanc również okazał się idealny (delikatnie żółty). Niestety nie do końca poradził sobie, jeżeli chodzi o świecenie skóry szczególnie w strefie T, więc jeżeli masz cerę mieszaną to warto w tych obszarach użyć bazy matującej lub tej rozświetlającej, o której piszę wyżej. Świecenie wystąpiło po zaaplikowaniu podkładu na cerę przygotowaną, jak to u mnie standardowo, kremem nawilżającym. Na bazie wszystko trzymało się dużo lepiej. Niemniej jednak efekt jak dla mnie jest wart noszenia i ewentualnego przypudrowania się w ciagu dnia.

Na dole podkład w odcieniu L2 Mont Blanc i na górze korektor Light 2 Vanilla.
Korektor NARS Radiant Creamy Concealer
Korektor jest chyba moim ulubieńcem pośród nowych produktów do twarzy. Bardzo ładnie kryje i wygląda u mnie dobrze przez cały dzień. Według mnie jest to również krycie średnie, które można jednak sobie stopniować. Musicie wiedzieć, że jestem raczej zwolenniczką mocniejszego krycia ze względu na moje cienie pod oczami. Korektor poradził sobie bardzo dobrze, chociaż myślę że mogłam dobrać o ton jaśniejszy odcień, wtedy efekt byłby jeszcze ładniejszy. Odcień Light 2 Vanilla jest praktycznie w odcieniu mojej skóry.

Jedyny mały minus, który zauważyłam dotyczy jedynie opakowania, otóż zakrętka bardzo się brudzi ze względu na delikatnie chropowatą strukturę. Aplikator jest standardowym kopytkiem. Nie mam do niego zastrzeżeń, pozwala dość szybko i precyzyjnie nałożyć korektor pod oko.

Korektor nadaje się też na niedoskonałości, ale jak wspomniałam nie ma ogromnego krycia. Niżej możecie zobaczyć, jak produkty wyglądają na skórze w przybliżeniu (klik prawym przyciskiem myszy i otwarcie w nowej karcie pozwoli powiększyć zdjęcie).

Jestem ciekawa, jak Wam podoba się efekt? Czy podkład wygląda dobrze na skórze i zgrywa się z korektorem?
Paleta NARS Skin Deep Eye Palette
Obok tych odcieni nie da się przejść obojętnie, przynajmniej ja nie mogłam. Mam ogromną słabość do odcieni chłodnych brązów i zdecydowanie najlepiej się w nich czuję, a w połączeniu z rose gold efekt jest piękny. Wszystkich cieni w palecie jest 12, w tym 4 większe, które można traktować jak cienie bazowe. Ja spróbowałam wykorzystać je też do konturowania i dają radę.

Bardzo podoba mi się, że znajdziemy w niej trzy różne wykończenia. Nazwałabym je cieniami matowymi, satynowymi lekko połyskującymi i dwa z nich są z większą ilością drobinek. Te ostatnie zdecydowanie najlepiej aplikować palcem na przykład na środek powieki. Pięknie rozświetlają spojrzenie.

Kolorystyka pozwala na stworzenie zarówno subtelnego dzienniaczka, jak też mocniejszego, klasycznego smokey. Cienie łączą się i blendują bardzo dobrze. Cienie są jednak dość mocno wypieczone więc pigmentacja nie jest taka ogromna, aby zrobić sobie plamę na powiece. Najlepiej pracuje się nimi przez budowanie cieniowania stopniowo. Ja lubię aplikować jednocześnie blendując, daje to najlepszy dla mnie efekt.

Plusem palety jest też dość spore lusterko, które może przydać się na przykład w podróży. Ja jestem tą paletą zauroczona i będę zdecydowanie sięgała po nią często.
Teraz kolej na Was: dajcie znać, jak podobają się Wam te nowości. Może już zdarzyło się Wam wypróbować?