Uwielbiam sprawdzać nowości, które pojawiają się na rynku. Zauważyłam też, że im jestem starsza, tym większą radość sprawia mi odkrywanie nowości pielęgnacyjnych. Kilka tygodni temu rozpoczęłam przygodę z marką POLAAR, która dostępna jest u nas w perfumeriach Douglas. Jeżeli nie znacie tej marki, to postaram się Wam ją nieco przybliżyć i opowiem o moich ulubieńcach bo i tacy się znaleźli!
POLAAR – marka prosto z arktycznego świata
Już sama nazwa nie pozostawia watpliwości skąd marka czerpie inspirację do tworzenia produktów. Jak to się jednak zaczęło? Historia powstania marki rozpoczyna się od nastolatka, syna odkrywców polarników, który wyruszył na misję naukową na Daleką Północ na lodołamaczu Vagabond. Podczas tej wyprawy Daniel Kurbiel zauważył niezwykłą zdolność roślin arktycznych do przetrwania w ekstremalnych warunkach. W 2006 roku postanowił podjąć współpracę z Karine Roche i stworzyć markę POLAAR.
Marka ogromną wagę przywiązuje do czystości i naturalności składników pochodzenia arktycznego, a także unikatowej wiedzy z zakresu tworzenia formuł (o czym sama mogłam się przekonać!). Produkty są przetestowane i bezpieczne nawet dla skóry wrażliwej, a samo korzystanie z kosmetyków jest przyjemnością dzięki formułom i delikatnym zapachom. Ważnym faktem jest to, że marka przyczynia się do ochrony biologicznego zróżnicowania strefy polarnej oraz sprzeciwia się testowaniu na zwierzętach. Brzmi dobrze, prawda? 🙂
Jak wyglądają i jak działają kosmetyki POLAAR?
Czas na kilka słów ode mnie i zacznę oczywiście od aspektów wizualnych. Opakowania są dość minimalistyczne i urocze, etykiety z zimowym motywem nawiązują do pochodzenia marki. Jeżeli chodzi o formuły to faktycznie spotkało mnie to zaskoczenie w postaci kremu Icy Magic eternal snow magic, który ma konsystencję pianki delikatnej jak chmurka.
Pianka bardzo miło nakłada się na skórę i dobrze nawilża, a jednocześnie zabezpiecza skórę. Nakładałam zarówno pod makijaż, jak też na noc. Skóra była fajnie przygotowana, a z samym makijażem nie działo się nic złego. Wyglądał ładnie i świeżo bez ciastkowania i kawalenia się. Krem jest dostępny w Douglasie w cenie 215zł.
Który produkt skradł mi serce?
Nie był to łatwy wybór bo poza kremem do twarzy, korzystałam też z bardzo fajnego i odżywczego kremu do rąk i balsamu do ust, ale to jednak Icy MagicRoll-on Energetyzujący Okolice Oczu z Żeń-Szeniem syberyjskim skradł mi totalnie serce. Bardzo lubię używać go rano po przebudzeniu. Metalowa kuleczka na końcu aplikatora pozwala na przyjemny chłodzący masaż, który pomaga pozbyć się opchnięć i rozjaśnić ewentualne zasinienia.
Konsystencja jest bardzo lekka. Należy nacisnąć końcówkę, aby krem wydostał się na kuleczkę i wtedy możemy rozpocząć masaż. Lubię też trzymać ten produkt w lodówce. Przyznaję się, że to mój ulubiony roll-on jaki kiedykolwiek miałam, więc jak lubicie tego typu produkty to warto zwrócić na niego uwagę.
Nie chcesz wydawać dużej kasy, a wypróbować kosmetyki? Kup zestawy mini!
To jest opcja, którą powinna mieć zdecydowanie każda marka. Przykładowo w cenie 125zł można kupić tak zwany Discovery Kit [klik] i wypróbować aż pięć produktów. W jednym z takich zestawów miałam balsam do ust, który teraz często noszę ze sobą w torebce. Nazywa się on: Balsam do Ust Genuine Lapland z 3 Owocami Arktycznymi i dobrze sprawdził mi się do zabezpieczenia ust w największe mrozy.
Sama planuję wypróbować jeszcze inne propozycje marki bo to, co miałam okazję odczuć na sobie do tej pory bardzo mi się podobało! Kto już też wypróbował te kosmetyki? Dajcie znać jak wrażenia!